środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział czwarty

,,Uczucia są przereklamowane. 
Powodują tylko jeszcze większy ból. 
Może to jest chore, ale wolę nie czuć nic, niż wiecznie cierpieć za to, że kogoś kocham.''
*Perspektywa Belli*
Trzy dni. Tylko tyle pozwolili mi odpocząć. Teraz wracam do durnej szkoły. Przerabiałam już to. Pogardliwe spojrzenia i ciągła kontrola. Normalnie to już nudne. le no cóż. Muszę grac kochane dziecko i wspaniałą siostrzyczkę. Jak zawsze. Ironia. Zmieniłam swoje życie, miejsce zamieszkania, rodzinę, a nadal jestem tak samo nie wychowana jak zawsze. Królowa  własnej autodestrukcji. Jak tak dalej pójdzie to zginę...Ale najpierw to zamkną mnie w klatce z gorylami. I będą mnie karmić bananami, na które mam uczulenie...Bleee. Jak na razie jestem jeszcze na wolności i słucham czułych słówek skierowanych do mnie od mojego pożal się Boże brata. A ta idiotka, co mi go zabrała nie jest lepsza. Próbuje mi wmówić, jak to w szkole jest super. Idiotka. Zauważyłam, że dojeżdżamy do szkoły, więc postanowiłam zmienić buty na swoje cudowne i jakże piękne glany.
-Bell, ty chyba nie zamierzasz iść w tym do szkoły?!
- Jezuu. Zajmij się sobą i swoją blondyną...
-Ale to nie ja zachowuje się jak jakaś dzi...-wiedziałam co chciała powiedzieć, ale Emmett zgromił ją wzrokiem. Westchnęła tylko, a ja wyszłam z auta. Czy serio jestem aż taka? Przecież z tym skończyłam....Wieki temu. Choć w sumie nie można się tak do końca zmienić.
-Siostra, Rosie nie chciała. Ona tak nie myśli. Wiem, że musiałaś!
-Nie udawaj.! Nic cię nie obchodzę! Liczy się tylko ta blondyna! I wiesz co ci jeszcze powiem?! Nienawidzę cię! Nienawidzę cię bardziej niż naszych rodziców razem. Na nich nigdy nie liczyłam, więc się nie zawiodłam. A na tobie tak.
-Nie...Proszę nie mów tak. To mnie rani.
-Ale z ciebie egoista! Wiesz co ja przeżywam?! Ile razy marzę, by to wszystko sie wreszcie skończyło?! Ty nic o mnie nie wiesz. - nie zauważyłam, że płaczę, ale nie miałam sił, by to zatrzymać. Moja maska pękła. Może jednak mam jakieś uczucia? To bardzo bolało. Myślałam, że Emm choć podejdzie i  coś do mnie powie przynajmniej...Liczyłam na  najmniejszy gest z jego strony, a on wsiał po prostu do auta. Zresztą, powinnam się przyzwyczaić. Nie zasługuje na żadne uczucia skierowane do mnie. Jestem nikim. Co mi właściwie zostało? Tak naprawdę nie mam przyjaciół. Jake. Nie wiem co o nim sądzic. Jestem zagubiona w tym wszystkim. Tak bardzo brakuje mi normalności i przede wszystkim akceptacji. Wszystkim przeszkadza mój styl. To w co wierzę. Jaka jestem. Nie znam sama siebie. Co jest najgorsze? Chyba to, że nie chcę czuc. Zamknęłam oczy. Ktoś mnie przytulił, a ja nie potrafiłam tego znieść. Myślałam, że w moją skórę wbijają się miliony kolców. Czyżbym nie potrafiła już nawet współistnieć  z innymi ludźmi? Przesiąknęłam samotnością i nienawiścią do innych? To możliwe.
-Belly, już cichutko. Emm nie wiedział co zrobić. Wybacz mu.
-Jasper?!
-Tak. To tylko ja. Nie jesteś zła. Wiedziałem to od samego początku.
-To czemu twoje dłonie na mojej skórze mnie palą?
-Po prostu...Odzwyczaiłaś się od tego.
-Czemu jesteś dla mnie miły?
-Bo sądzę, że jesteś zagubiona i bardzo złamana.
-A może faktycznie jest tak jak mówi twoja siostra?
-Słuchaj...nie jesteś dziwka jeśli o to ci chodzi. Nie miałaś wyjścia wtedy. Co presja koleżanek? Mam racje?
-Nie. Chłopaka. Uważał, ze się nadaje.
-Ohh. To kto to był skoro chciał byś robiła to z innymi?
-Tylko na niego mogłam liczyć. Wiesz jak to jest kiedy wszyscy maja cię gdzieś? Już wtedy miałam skłonności masochistyczne. Wiesz ból to moje przeznaczenie. Jedyny przyjaciel.
- I twoja zguba Bella. Śmierć nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem dzwoneczku.
-Wierz mi. W moim wypadku nie ma wyjścia. Dzwoneczku?
-Noo. Będę cie tak od dziś nazywać.
-Czemu?- jezuu. A co ja wróżka jestem? I wędruje z dziecinnym Piotrusiem? Serio. Jeszcze poproszę o gwiezdny pyłek czy coś takiego.
-Bo masz ładny głos. Jak dzwoneczki.
-Taa. Może koncertować zacznę, hmm?
-Choć. Pojedziemy sami.- wsiedliśmy do jego białego BMW. Zero gustu. rozumiem żółtego lub zielonego, ale biały jest taki nudny, ze masakra. Jechaliśmy w ciszy. Obserwowałam mijane widoki i wiecie co? Widziałam drzewa! Tak! To musiał być fascynujący widok. Ale tak z drugiej strony momencik....Czy my nie byliśmy prawie przed szkołą? To jakim cudem jedziemy dwadzieścia minut?!
-Jazz, gdzie ty mnie wywozisz?
-No do domu. Nie wiem czy wiesz ale wyglądasz makabrycznie. I zacznij jeść.
-Nie mam ochoty. Nic mi nie będzie.
-Czemu przestałaś tańczyć? Widziałem filmiki. Masz talent.
-Nienawidzę tańca odkąd wszystko się zaczęło, rozumiesz? Nie mam po co walczyć, skoro i tak przegram.
 *Perspektywa Jaspera*
Było mi wstyd za Emma. Był zdezorientowany i nie wiedział jak bardzo skrzywdził Bellę tym, że nie podszedł do niej. Dziś pokazała nam swoja druga wersje. Ta krucha i nie pewną. Nadal była pełna ironii, ale przestała zgrywać taka twardą. Tak naprawdę miała trochę racji. Przecież my jej wcale nie znamy. Wiemy tylko to, co Emmett opowiadał, a jak widać, ona się bardzo zmieniła. No ludzi i towarzystwa to ona sobie nie umie dobierać. Najpierw ten jej jakiś chłopak, potem Jake. Niezbyt gustownie. W sumie to ja nie mam nic do niej. Jest normalna. No prawie. Ma te swoje perfidnie wredne zachowania i ma dosyć dziwne pomysły. Na przykład teraz ogląda Harrego Pottera i nuci jakąś durną piosenkę w stylu,, Harry napadł na bank i złamał sobie kark. Bandyci go obrabowali i różdżkę mu zabrali. Biedny Harry zapłakany, rozwalił swoje okulary. Nie ma tu Hermionki, bo ukradła mu  pionki.'' Nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem.
-Ty jednak serio głupia jesteś.- powiedziałam, na co ona uśmiechnęła się zadziornie.
-A co ty myślałeś, że jestem tak mądra jak Spiderman?
-Boże. Co ty oglądasz?
-A wszystko. Ale wiesz, powiem ci tajemnice. Nie oglądam Spidermana. Jamie to lubił,a  ja go zawsze wtedy zostawiałam. Gdyby nie to...może by żył.- zatkało mnie. Pierwszy raz usłyszałem to imię. Nie wiedziałem czy mogę się spytać kto to, jednak ciekawość wzięła nade mną górę.
-Co za Jamie?
-Mój brat. Już nie żyjący zresztą. Miał dwa lata.- widziałem,, że oczy jej się zaszkliły.
-Emm nie mówił, że była was trójka.
-A skąd miał wiedzieć? Mały  urodził się po jego wyjeździe. Macie lody czekoladowe?- skrzywiła się. Przyniosłem jej pudełko. I tak o to zostałem zmuszony do słuchania kazań o tym słodkim specyfiku zwanym czekoladą. Ona ma jakąś obsesje czy co? Wreszcie wróciła reszta naszego rodzeństwa. Carlisle'a i Esme nie spodziewaliśmy się wcześniej niż o dwudziestej drugiej, więc postanowiliśmy pograć w dziesięć pytań. Oczywiście Bella chciała wyjść, ale jej nie wypuściliśmy. Zadawaliśmy różne pytania Belli. Widać, że jej się to nie podobało. Wolała być dla wszystkich zagadką. Byłą nieufna w stosunku do wszystkich. Wreszcie padła kolej na moje pytanie.
-Co lub kogo kochasz?
-Nie umiem kochać.- zatkało mnie. Jak zwykle gadała głupoty. Każdy przecież coś czuje. Postanowiłem skupić się na jej emocjach, ale rzeczywiście nie wyczułem nic. Przecież to nie możliwe.  Bella udając zmęczenie poszła do swojego pokoju. Rozeszliśmy się wszyscy do swoich pokojów.Po jakiś dwudziestu minutach usłyszałem melodię. Co to do cholery jest?!
*******************************************************************************
Hey! Wreszcie dodałam jako taki rozdział. Wiem, że rozdział trochę nie wyszedł nie jest, ale kit z tym. Pisze po swojemu i tyle. Mam nadzieje, że nie będzie tak źle. Rozdział jak na mnie długi, bo jest na trzy strony.Czekam na komy.Buziaki, Issie:*













piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział trzeci

,,Jak możesz mnie znać, 
skoro nawet ja samej siebie nie znam.
Żyje poza czasem i nigdzie mi się nie śpieszy.
Mam swoje tajemnice.
Nigdy ich nie poznasz.
Nie pozwolę ci na to.
Bo ty to wykorzystasz.''
*PERSPEKTYWA BELLI*
Koszmary są nieodłączną częścią w moim życiu. Od dziecka je miałam. Takie stany, z których się nie mogę wybudzić. Czuje się źle. W sumie to chyba jeszcze gorzej niż zwykle. Znowu wracam, do dzieciństwa, gdzie jestem jedenastoletnią dziewczynką. Siedzę ze swoją przyjaciółką Audrey i jej starszym bratem Olivierem nad stawem i nagle widzę jakąś rękę. Podchodzę bliżej i widzę ciało. Spadam z krawędzi. Zanurzam się w niebezpiecznej tafli oceanu, a obok mnie leży ten chłopak. Na początku myślałam, że to Emmett. Nie był nim. Myślałam, że to jakiś idiotyczny żart. Nastolatek. Zimny. Z wielkimi oczami w kolorze trawy. Nie zapomnę o tym. Wybudziłam się dopiero w domu, w żelaznym uścisku Olivera. Go tez straciłam. Jestem potworem. Niszcze wszystkich i zawsze. Nie dziwie się, że zawsze mnie instynktownie unikano. To już nie boli. Na początku, ale minęło. Teraz to moje puste  życie. Nie potrafię siebie sama zrozumieć, więc nie ma co się dziwić, że nawet przyjaciele mnie nie rozumieli. Obudziłam się. Nie wiem jakim cudem, ani po jakim czasie. Byłam cała obolała, jakbym wpadła pod tira. Do czoła poprzyklejały mi się włosy. Chciałam wstać, jednak zatrzymał mnie głos Emmetta:
-Nie. Nie wstawaj siostra.
-Nie rozkazuj mi!
-Wiesz co? Przed sekundą nie byłaś taka waleczna. Ciekawe co ci się śniło...
-Krasnoludki matole.
-Oh...To one cie tak przerażają, tak?
-Nie...Nie bałam się. To było tylko...
-Tiaa....Drobne załamanie, które doprowadziło cie do płaczu. Co ci siedzi w tej głowie Bello?
-Nic. Jest okay. Zaraz wstanę, pójdę pobiegać i nic mi nie będzie.
-Starasz się bawić w króla lwa, a tak naprawdę nigdy nie będziesz nawet na tyle silna, by pokazać co czujesz. A potem się dziwisz, że myślą, że jesteś zamkniętą w sobie suką, ale ty nią jesteś...
-Co?! A niby co ty o mnie wiesz, że to daje prawo ci mnie osadzać?! Wiesz co się ze mną działo, jak postanowiłeś mnie zostawić na rzecz naszych wspaniałych Cullenów?!
-Wiem, że się cięłaś. Że ćpałaś. I zamykałaś się w sobie z mojej własnej głupoty.
-Nawet jeśli to co?
-To siostrzyczko.- podszedł do mnie i mnie przytulił.
-Zostaw! To pali, rozumiesz?! Pali...-zemdlałam. Jestem potworem niezdolnym do uczuć. Oto cała ja.
*PERSPEKTYWA EMMETTA*
Zemdlała, bo ją przytuliłem. Nazwałem ją zamkniętą w sobie suką,a ona uwierzyła  i przyjęła to do wiadomości. Co ze mnie za brat, skoro nie umiem pomóc własnej rodzonej siostrze? Skoro zostawiłem ją samą i  pozwoliłem się stoczyć? Poszukałem  o niej informacji jak zasnęła. Była kurwą. To nadal do mnie nie dociera. W ten sposób zarabiała na dragi pewnie, ale dlaczego się w to wpierdoliła? Mogło być dobrze. Wróciłbym do niej. Pomógł się pozbierać. To tylko jej przeszłość. Nie mam do niej żądnych pretensji. Nie jej wina. Raczej moja, bo o nią nie zadbałem. Powinienem ją zabrać od rodziców. Przecież jaki oni przykład mogli jej dać? Wieczny alkohol i krzyki. Od kogo miała liczyć na wsparcie, skoro ja sobie znalazłem nową rodzinkę?
-Emmett co ty płaczesz?- podszedł do mnie Edward.
-Wszystko zniszczyłem bracie. Spierdoliłem jej życie.
-Widziałem te...dokumentu na twoim biurku. Sama się w to wkopała. Może jej to odpowiadało. - Wkurwił mnie. Wstałem ze szpitalnego i wymierzyłem mu w ryj. Zasłużył. nikt nie będzie obrażał mojej młodszej siostry. Spierdoliłem jej życie, a teraz muszę wszystko naprawić. Choć wiem, że jej przeszłości już nie zmienię. Na pewno będzie przez to cierpiała...Ale pomogę jej się z tym pogodzić. Wszedłem z powrotem do jej sali. Była blada i ledwo oddychała. Przypomniałem jej. Stąd te koszmary. Jestem skurwielem. Nagle z jej oczu popłynęły łzy.
-Przepraszam, że taka jestem.- Była nieprzytomna, ale czuła się najwyraźniej winna. Moja mała dziewczynka. To nie tak miało wyglądać. Miała być bezpieczna z daleka ode mnie. To ja przepraszam za to, że tak łatwo cie opuściłem
,,Każą mi zacząć żyć od nowa, a sami zmuszają mnie bym powróciła do wspomnień. 
                    Jeśli przestanę żyć przeszłością, nie zacznę walczyć o lepsze jutro''

*********************************************************************************
No więc wreszcie rozdział. Wiem, że krótki, ale jakoś nie umiem się ostatnio rozpisać. Za długa przerwa:/ Mam nadzieje, że rozdział w miarę wyszedł, bo ja go zostawię bez komentarza. Czekam na komy. Buziaki, Issie:*

czwartek, 1 maja 2014

Rozdział drugi

,,Śmierć jest bezbolesna.
Życie takie kruche.
Ilekroć na nie nie spojrzę,
Czuje jakby rozwalało się pod moimi palcami.''
  *PERSPEKTYWA BELLI*
Tylko przy Jacobie czuje się po prostu dobrze. Bez tych wszystkich śmiesznych lęków i wspomnień. Żyję teraźniejszością, bo przeszłości już nie naprawie. Jazda na motorze, to coś co kocham najbardziej. Czujesz się taki wolny i zapominasz, że jest źle. Na chwilę potrafisz się znów pobawić jak w dzieciństwie. Po jakimś czasie zleciałam z motoru i teraz jestem niestety w szpitalu z rozbitą głową. Jednak nie to jest najgorsze. Ci wredni lekarze, których z całego serca nienawidzę, kazali mi zawiadomić Cullenów! no to jest skandal! Oni pewnie zabronią mi jeździć na motorze i widywać się z Jacobem. Szlak by ich trafił, ale niestety mam pecha, bo to te wampirki co nic nie zabije. Pff...W sumie to jestem jedynym śmiertelnikiem w tej a'la rodzince. No choć tyle dobrego, że nie będę wiecznie tu tkwić. Po jakieś długiej, zarąbiście nudnej godzince przyszedł mój kochany braciszek. No po prostu szałowo. To ja już wolę tych Volturri. Przynajmniej nie panikowaliby tak. Kiedy zaczął się rzucać do mojego wilczego przyjaciela, szlag mnie trafił i go zwyzywałam,a on na to powiedział tylko:
-Masz kategoryczny zakaz widywania się z tym debilem
-Rozkazywać to ty możesz tylko swojej blondynie.
-Po pierwsze ona ma imię, a po drugie jak ty się d mnie odzywasz?!
-Tak jak mi się podoba. żyjemy w wolnym kraju. Wojna i komunizm się skończył drogi bracie.
-Isabell, wiem że ci ciężko i w ogóle, ale musisz jakoś zaakceptować stan rzeczy takim jaki jest.
-Mam na imię Bella, a nie Isabell! Nie znasz mojego imienia?! I nic nie będę akceptować, bo to jest chore! Nie prosiłam cię byś mnie tu ściągał i mieszał w oszalały horror wampirów trzy. Sam mnie tu zaprosiłeś i to jeszcze na siłę. A wcześniej to co?!
-Przecież mówiłem, że nie miałem wyjścia...
-Taa....czyli co? Wbili w ciebie kołek, przywiązali do krzesła i zamknęli w piwnicy, tak?
-Nie bądź taka sarkastyczna Bello. Nie wiem co się z tobą stało takiego. Jak wyjeżdżałem byłaś cudowna, a teraz....
-No co? Stałam się zimna suką?! No widzisz, u nas to chyba serio musi być rodzinne.
-Nie powiedziałem tego! Wyolbrzymiasz!
-A ty kłamiesz. Takie życie.
-Dalej tańczysz?
-No, ale zmiana tematu...Gratuluje. Normalnie brawo!
-Odpowiedz....
-Nie tańczę. Nie będę tańczyć i mnie do tego nie zmusisz.
-Czemu ty wszystko odbierasz jako atak? Chcę dla ciebie jak najlepiej, a ty myślisz,że będę cie nękał, dręczył i bóg wie co jeszcze.
-No, bo teraz to robisz. Jak byłeś mi rzeczywiście potrzebny to zwiałeś, a teraz jak jestem prawie dorosła próbujesz mnie umoralnić.
-No w sumie to zachowujesz się jak jakaś zdemoralizowana. W takim razie przez najbliższy miesiąc będziesz chodziła tylko do szkoły. Skoro rodzice cię nie wychowali to muszę zrobić to ja...Cholera Iss przepraszam.
-Nie rusza mnie to. Żyje i trudno. Tylko żądnych Iss. To brzmi jak Integracyjna Szkoła Skorumpowanych.
-Skąd ci się to wzięło?
-A ja wiem? Mnie nie zrozumiesz...
-Posiedzisz tuz dwa dni, a potem wrócisz do domu i będziesz z nami chodzić do szkoły.
-Oj, nie zgadzam się. To gorzej niż jakbym do więzienia trafiła.
-A skąd niby wiesz jak tam jest?
-Oh, Lewis, mój były chłopak tam siedział trochę.
-Za co? Miałaś chłopaka?
-No, a co myślałeś, że będę żyła w celibacie czy na zakonnice pójdę? No fakt lubię je, ale się nie nadaje. Z dealowanie.
-Brałaś?
-Taa...Chyba książki do szkoły. Może do mądrych dzieci nie należę, ale bez przesady. A teraz sory, ale idę spać, bo nie wyrobie i tu za momencik padnę.
-Noto dobranoc.
-No nara.
      * PERSPEKTYWA EMMETTA*
Nie rozumiałem tej nowej Bells. Stała się taka opryskliwa, ale jednocześnie zamknięta w sobie. Te jej odzywki to tylko poza. Próbuje pokazać, że jest kimś, że nie obchodzi jej kogolwiek zdanie, a w rzeczywistości nadal pewnie jest wrażliwa. Gdyby to nie była tylko gra, nie płakałaby co noc. Nie budziła się z krzykiem. Chcę znów mojej małej, radosnej dziewczynki, a nie zbuntowaną nastolatkę. Jasper mówi, że trzeba jej dać czas. Musi się uporać z własnymi wspomnieniami sama. Uważa, że to taka reakcja obronna. Najgorsze jest to,że nie czuje jej emocji. Dla niego jest pusta kartką. Dla mnie naprawionym Fragetem życia.
*********************************************************************************
Hey po długiej nieobecności. Teraz może dodam notkę na każdego swojego bloga, ale nwm czy sie wyrobię. Dedyk dla Selinki Heart;)
.

niedziela, 30 marca 2014

Rozdział pierwszy

Żyję w cieniu.
Między niebem a piekłem.
Między ciszą, a hukiem.
Między dniem, a nocą.
Nie czuję już bólu i łez.
Po prostu cierpię za zamkniętym światem otoczonym murem.
*Perspektywa Emmetta*
Znalazłem Bells wtedy zapłakaną w lesie. Nie wiedziałem o co chodzi. Nadal nie wiem. No, kiepsko dogadywała się z rodzicami, ale ona naprawdę chciała ze sobą skończyć. Obecnie zamknęla się w pokoju i się nie odzywa. Już trzeci dzień. Nie je, nie pije, tylko ciągle płacze. Okay. Może nie miałem prawa jej przemieniać, ale co miałem zrobić? Pozwolić jej umrzeć? Nigdy. Co prawda fakt. Zerwałem z nią kontakt. Nie odzywałem się do niej od...kilkunastu lat. Chyba z jedenaście. Taa....po sprzeczce ze starymi pożegnałem się z Bells  i przeprowadziłem się do Carlisle'a Cullena. Pamiętam jak ją zostawiłem.
*Retrospekcja*
Moja malutka siostrzyczka bawi się w swoim fioletowym pokoiku. Na dole huk. Znowu rozbite butelki. Tak zazwyczaj wyglądały moje kłótnie z ojcem. Szczeliłem go w morde za to, że stwierdził, że z Belli wyrośnie taka sama kurwa jak z matki. Wściekłem się i mu przyłożyłem. Poszedłem się pożegnać z Bellą. Nie chciałem, by dorastała słysząc ciągłe kłótnie i wrzaski. Zrobiłem to dla niej.
-Bells, malutka. Muszę wyjechać.
-Co? Czemu?
-Nie dogaduję się z tatą skarbie...
-Ale pogodzicie się pewnie. Nie jedź. Nie zostawiaj mnie.-Zaczęła płakać i wtuliła się we mnie.
-Skarbie...Wrócę.
-Nie wrócisz. Wiem to. Mamusia też miała wrócić.- Taa....ona zostawiła ją. Całkiem samą. Z ojcem alkocholikiem. Zginęła w wypadku. Bells do tej pory o tym nie wie.
-Ale ja jestem twoim miśkem kochanie.
-No to co? Ty jesteś żywy. I możesz mnie zostawić.
-Wrócę.- delikatnie wyrwałem się z jej uścisku. Idąc płakałem, bo musiałem zostawić wszystko za sobą.
*koniec retrospekcji*
Nie chciałem żeby tak wyszło, ale życie jest nieprzewidywalne. Raz jesteś, drugiego razu cię nie ma.
*Perspektywa Belli*
Nienawidzę ich! Zabrali mi mojego kochanego braciszka. Zostałam sama. Pryjaciół nie miałam. Może Jacoba. Tylko jego. Właśnie. Zadzwonie do niego.
-Hey Jake!
-Issie? Hey! Mogę przyjechać?
- Oczywiście.
-Będę za pięć minut.- kiedy tylko usłyszałam dzwonek do drzwi pobiegłam otworzyć. Cullenowie patrzyli się na mnie zszokowani.
-Jakie!
-Issie!
-A co on tu robi do cholery Isabello??- wydarł się mój brat. Ten to umie zepsuć atmosferę.
-To mój przyjaciel, a tobie gówno do tego.
-To dealer.
-Wiem i co? Masz towar?- okay. Trzeba powkurzać kochanego braciszka.
-Oh. Oczywiście. A czego potrzebujesz złotko?
-Metfy, hery i wszystkiego...-wybuchłam śmiechem.
-Ej, Issie! A było tak zabawnie!
-Bierzesz?! Bello! W co ten skurwiel cię wpakował?
-Nie masz prawa tak o nim mówić! On w przeciwieństwie do ciebie mnie nie zostawił.
-Bells, idziemy na motory?
-Jasne.
-Nie wyjdziesz Bello.
-Bo co? Bo ty mi każesz? Gdzie byłeś przez te lata?
-Dobrze wiesz....
-Nie wiem. Nara. Nie wiem kiedy wróce. Żegnam.
*******************************************-
Okay. Rozdział pierwszy gotowy. Notka z dedykiem dl Selly. Na koniec. Buziaki:*


niedziela, 23 marca 2014

PROLOG

Nazywam się Isabella Swan i mam siedemnaście pieprzonych lat za sobą. Miało być tak pięknie. Miałam być już martwa, ale nie. Szannowny braciszek postanowił mnie uratować z psychopatycznej rodzinki. Tyle czasu udawał, żenie istnieje, a teraz co?! Mam z nim i jego rodzeństwrm mieszkać?! Jeszcze
zrobił ze mnie chorą półwampirzyce. Pilnuje mnie dwadzieścia cztery na dobę. Chce poznać smak zemsty? Wojna rozpoczęta.
************;;*-**********-******************************************
Taki krótki wstęp. Rozdział może dodam dziś. Mam nadzieje, że ktoś to przeczyta.